123

Attention! The website uses cookies to offer you better browsing experience. Find out more on Privacy Policy. Now your browser has blocked cookies. This information will be displayed until you enable cookies in your browser.
I understand and accept cook­ies!
*
:
/
G
o
[
]
Z
U

Kenia (dane z lat 2010/2011)

1. Bez­pie­czeń­stwo. W Nai­ro­bi – za­le­ży w któ­rej czę­ści mia­sta je­steś­my. W czę­ści za­cho­dniej („bo­ga­tej”), moż­na cza­sem spot­kać bia­łych (przy­znam, że wra­że­nie jest dzi­wne i wzrok sam po­dą­żą za ta­ką oso­bą). Na uli­cach jest stra­sznie ner­wo­wa at­mos­fe­ra. Ogro­my tłok na wąs­kich cho­dni­kach. Tłum lu­dzi „spa­da” z cho­dni­ków na uli­ce. Trze­ba uwa­żać, bo ruch jest le­wo­stron­ny, a my ma­my przy­zwy­cza­je­nia do pa­trze­nia w in­ną stro­nę (przy ru­chu pra­wo­stron­nym). Cał­kiem nie­da­wno wpro­wa­dzo­no w Nai­ro­bi świat­ła na skrzy­żo­wa­niach. Nikt ich nie prze­strze­ga. Miej­sco­wi do­pie­ro uczą się jak to dzia­ła.

 

Uli­ca w cen­trum Nai­ro­bi. Ke­nia.

W czę­ści wscho­dniej ca­łe ży­cie to­czy się na cho­dni­kach i uli­cy. Drob­ne war­szta­ty, stra­ga­ny, grup­ki bez­ro­bot­nych. Tu wszys­cy ma­ją czas i „ha­ku­na ma­ta­ta”.

 

W czę­ści wscho­dniej Nai­ro­bi. Ke­nia.

Je­steś­my „za­cze­pia­ni” – skąd je­ste­ście, czy wam się tu po­do­ba, itp. Ale z agre­sją nie spot­ka­liś­my się.
My po­je­cha­liś­my na praw­dzi­wą „wieś” – do miej­sco­wo­ści Ki­sa­si po­ło­żo­nej ok. 200 km od Nai­ro­bi na po­łu­dnio­wy wschód. Tam miesz­ka mój zna­jo­my. Po­za na­mi w tej miej­sco­wo­ści (i w pro­mie­niu kil­ku­dzie­się­ciu km) nie by­ło in­nych bia­łych – ra­zem ze zna­jo­mym by­ło nas czte­rech. Zna­jo­my przed­sta­wił nas waż­niej­szym lu­dziom w tej miej­sco­wo­ści. Za­pro­po­no­wa­liś­my prze­pro­wa­dze­nie spot­kań i pre­zen­ta­cji mul­ti­me­dial­nych o Pol­sce, o tym co ro­bi­my i czym się za­jmu­je­my. Po prze­pro­wa­dze­niu tych spot­kań by­liś­my już zna­ni w oko­li­cy i mog­liś­my spo­koj­nie wę­dro­wać, ale wte­dy – to był już ko­niec na­sze­go po­by­tu.
Tym niem­niej zdą­ży­liś­my być za­pro­sze­ni do kil­ku do­mów na po­si­łek. Je­den z nau­czy­cie­li wręcz po­pro­sił nas, że­byś­my go od­wie­dzi­li, bo je­go dzie­ci nie wi­dzia­ły je­szcze bia­łych.

2. Mieszkanie. W Ki­sa­si miesz­ka­liś­my w je­dnym z sze­ściu miesz­kań-seg­men­tów oto­czo­nych wy­so­kim mu­rem:

 

 

Bu­dy­nek w któ­rym miesz­ka­liś­my w Ki­sa­si. Ke­nia.

Kom­pleks miesz­kal­ny zbu­do­wa­ny jest w for­mie pro­sto­ką­ta bez okien. We­wnątrz pro­sto­ką­ta stoi sześć „dom­ków” przy­kle­jo­nych szczy­ta­mi do ogro­dze­nia (na zdję­ciu wy­żej wi­dać trzy „szczy­ty”, ta­kie sa­me trzy są po dru­giej stro­nie ogro­dze­nia). Mię­dzy dom­ka­mi jest oko­ło dwu­me­tro­we prze­jście co w po­łą­cze­niu z dość du­ży­mi ok­na­mi za­pe­wnia do­sta­te­czne nas­ło­ne­cznie­nie wnętrz miesz­kań. Każ­de miesz­ka­nie skła­da się z trzech po­koi, toa­le­ty, pry­szni­ca i przed­po­ko­ju peł­nią­ce­go ró­wnież ro­lę kuch­ni. Fron­to­wa część kom­plek­su za­wie­ra do­dat­ko­we trzy po­mie­szcze­nia mo­gą­ce peł­nić ro­lę np. skle­pi­ków. W je­dnym z ta­kich po­mie­szczeń Ma­rek pro­wa­dził swo­ją przy­cho­dnię (na zdję­ciu na­pis KISASI CLINIC AND LAB).

Wg po­dob­ne­go sche­ma­tu zbu­do­wa­nych jest więk­szość bu­dyn­ków w Ki­sa­si:

 

To ja na je­dnej z głó­wnych ulic Ki­sa­si. W tle wi­dać skle­pi­ki. Ke­nia.

3. Komunikacja. Naj­trud­niej­szą do po­ko­na­nia prze­szko­dą w Ke­nii jest ko­mu­ni­ka­cja. Na dro­gach kró­lu­ją kil­ku­na­sto­o­so­bo­we mi­ni­bu­sy tzw. ma­ta­tu, w któ­rych po­tra­fi po­dró­żo­wać po­nad 20 osób. Tam się tak po pro­stu jeź­dzi i w za­sa­dzie nie ma in­nej op­cji. Trze­ba nap­raw­dę uwa­żać na sprzęt, że­by go nie zgnieść, nie zgu­bić i je­szcze cza­sem w dro­dze wy­ko­rzy­stać. Ale ko­mu­ni­ka­cja jest ta­nia. Za je­dne­go do­la­ra do­sta­je­my 80 szy­lin­gów ke­nij­skich. Prze­jazd z obrze­ża Nai­ro­bi do cen­trum ko­sztu­je 40 szy­lin­gów. Z Nai­ro­bi do Ki­sa­si – oko­ło 400. Więk­sze ba­ga­że ja­dą na da­chu. Trze­ba roz­dzie­lić sprzęt od in­nych rze­czy i sprzęt mieć zaw­sze przy so­bie. Roz­wią­za­niem kom­for­to­wym jest wy­na­ję­cie sa­mo­cho­du. Przy sied­mio­o­so­bo­wej gru­pie jest to już na­wet sto­sun­ko­wo ta­nie roz­wią­za­nie.

 

Ko­mu­ni­ka­cja w Ke­nii.

4. Wy­ży­wie­nie generalnie jest ta­nie. Ceny za­le­żą od tego, gdzie je­steś­my. W Nai­ro­bi i więk­szych mia­stach moż­na jeść da­nia zbli­żo­ne do eu­ro­pej­skich (np. kur­cza­ka) – obiad oko­ło 200 szy­lin­gów (2,5 do­la­ra).

W Ki­sa­si – tyl­ko da­nia miej­sco­we. Brak chle­ba, mas­ła, wę­dlin, mię­sa. Ja­ja są, ale jest ry­zy­ko sal­mo­nel­li. Da­nia miej­sco­we to fa­so­la, ryż. Oso­by nie przy­zwy­cza­jo­ne ma­ją po fa­so­li wzdę­cia. Zo­sta­je ryż. I do te­go „pie­czy­wo” na ba­zie mą­ki ku­ku­ry­dzia­nej. Ja prak­tycz­nie tyl­ko tym się ży­wi­łem. To są ta­kie „buł­ki” po­dob­ne do na­szych pącz­ków, czy „trój­ką­tów”, po­da­wa­ne na ciep­ło. Nie za słod­kie – w su­mie dob­re w sma­ku. To się na­zy­wa an­da­zi (lub man­da­zi) i jest wszę­dzie do ku­pie­nia. Ta­ki je­den an­da­zi ko­sztu­je 7-10 szy­lin­gów. Na raz moż­na zjeść 3-4 sztu­ki, czy­li za pół do­la­ra moż­na się na­jeść do sy­ta.

Mię­dzy Nai­ro­bi, a Ki­sa­si jest więk­sza miej­sco­wość – Ki­tui. I tam są skle­py ty­pu „su­per­mar­ket”, gdzie moż­na ku­pić np. kon­ser­wy, mas­ło, pie­czy­wo. Ale pie­czy­wo jest tyl­ko fo­lio­wa­ne (nie spot­ka­łem świe­że­go chle­ba), a po­wszech­ny brak lo­dó­wek unie­moż­li­wia za­ku­py „na za­pas”. Na­po­je są ta­nie. Li­tro­wa co­ca-co­la – 50 szy­lin­gów. Litr wo­dy czy­stej 40 szy­lin­gów. Na­po­je są do ku­pie­nia wszę­dzie (na­wet w szcze­rym po­lu po­tra­fi stać bud­ka z co­lą i zdrap­ka­mi do te­le­fo­nów).

 

Skle­pik z na­po­ja­mi gdzieś na tra­sie do Ma­sai Ma­ra. Ke­nia.

5. Wa­run­ki sa­ni­tar­ne – w Nai­ro­bi jest ok. W Ki­sa­si – tyl­ko w nie­któ­rych do­mach jest ka­na­li­za­cja, toa­le­ta i bie­żą­ca wo­da. Prąd jest w Nai­ro­bi i więk­szych miej­sco­wo­ściach. W ma­łych – tyl­ko w nie­któ­rych go­spo­dar­stwach. Ra­dzą so­bie tak, że ma­ją ge­ne­ra­to­ry. Są pun­kty ła­do­wa­nia ko­mó­rek, więc myś­lę, że moż­na by­ło­by w ta­kim pun­kcie na­ła­do­wać aku­mu­la­to­ry do apa­ra­tu. My aku­rat mie­liś­my w Ki­sa­si prąd, więc nie by­ło prob­le­mu. UWAGA! Trze­ba mieć prze­jściów­kę, że­by pod­łą­czyć na­szą wtycz­kę do gniaz­dka elek­trycz­ne­go. Prze­jściów­ka jest ta­ka sa­ma jak w Wiel­kiej Bry­ta­nii.

6. Zwie­dza­nie Ma­sai Ma­ra. Do Ma­sai Ma­ra trze­ba się do­stać po­przez tzw. ga­te (czy­li bra­mę we­jścio­wą). Jest kil­ka bram, a obok nich le­żą obo­zy dla tu­ry­stów. W za­leż­no­ści od po­ło­że­nia bra­my – z Nai­ro­bi to bę­dzie 200-250 km. Trze­ba wy­na­jąć fir­mę, któ­ra nas za­wie­zie i tam na miej­scu ob­słu­ży. Koszt od 90 do 120 do­la­rów za dzień. Trze­ba je­chać na mi­ni­mum trzy dni. Firm, któ­re się tym za­jmu­ją jest w Nai­ro­bi kil­ka i wy­star­czy chwi­lę po­stać w cen­trum i ktoś z pe­wno­ścią pod­ej­dzie i da nam wi­zy­tów­kę z na­mia­ra­mi.

W obo­zie wa­run­ki są kom­for­to­we. Jest toa­le­ta, wo­da, pry­sznic. Je­dze­nie eu­ro­pej­skie. W ra­mach opła­ty ma­my za­pe­wnio­ne wszyst­ko co trze­ba (tran­sport, noc­le­gi, wy­ży­wie­nie i we­jście do re­zer­wa­tu). W re­zer­wa­cie jeź­dzi się sa­mo­cho­da­mi z ot­war­tym da­chem. Do zwie­rząt pod­jeż­dża się na od­leg­łość od kil­ku do 100 me­trów. Sta­tyw na nie­wie­le się przy­da­je, bo sa­mo­chód ma ca­ły czas włą­czo­ny sil­nik, więc są dość du­że drga­nia.

 

W obo­zie w Ma­sai Ma­ra. Ke­nia.

7. Wjazd i wy­jazd z Ke­nii – je­śli do Ke­nii do­sta­je­my się sa­mo­lo­tem z kra­ju Unii Eu­ro­pej­skiej, to szcze­pie­nia nie są obo­wiąz­ko­we. Za­le­ca­ne jest bra­nie le­ków prze­ciw­ma­la­rycz­nych, ale tam gdzie my by­liś­my prak­tycz­nie nie by­ło ko­ma­rów (nie wiem jak jest w in­nych re­jo­nach). Śpi się pod mos­ki­tie­ra­mi. Przy wjeź­dzie trze­ba wy­peł­nić dek­la­ra­cję wi­zo­wą i za­pła­cić 25 dol. za wi­zę. Przy wy­jeź­dzie wy­peł­nia­my po­no­wnie dek­la­ra­cję.

8. Wa­lu­ta – UWAGA! – w kan­to­rach wy­mia­ny wa­lut przy­jmo­wa­ne są do­la­ry z da­tą wy­da­nia po 2004 ro­ku. Bank­no­ty z wcześ­niej­sza da­tą nie są przy­jmo­wa­ne wca­le lub też z du­żo niż­szym kur­sem (np. 60 szy­lin­gów za­miast 80). W skle­pach (na ba­za­rach, itp.) pła­ci­my wy­łą­cznie szy­lin­ga­mi. Nie ma zwy­cza­ju pła­ce­nia do­la­ra­mi (za wy­jąt­kiem biu­ra or­ga­ni­zu­ją­ce­go wy­jazd do Ma­sai Ma­ra, gdzie za­pła­ci­liś­my do­la­ra­mi).

9. Sprzęt – wsze­cho­bec­ny kurz po­wo­du­je, że wy­mia­na obiek­ty­wu jest prob­le­ma­tycz­na. Ja mia­łem dwa kor­pu­sy i nie zmie­nia­łem obiek­ty­wów. Mia­łem obiek­ty­wy 18-200 i 70-300. Do owa­dów mia­łem so­czew­ki (nie pier­ście­nie, że­by nie ot­wie­rać pusz­ki). By­łem za­do­wo­lo­ny z ta­kie­go roz­wią­za­nia. Gdy­bym je­chał dru­gi raz – zro­bił­bym tak sa­mo.

10. Po­go­da – kie­dy u nas są wa­ka­cje – tam jest zi­ma. Tem­pe­ra­tu­ry są na po­zio­mie 25 stop­ni. Ale jest dość du­że za­chmu­rze­nie (przy­naj­mniej kie­dy my tam by­liś­my). Słoń­ce wsta­je o 6.30, za­cho­dzi o 18.30. Jak się za­chmu­rzy – to bra­ku­je świat­ła, jest po­nu­ro i ciem­no, jak słoń­ce wy­jdzie zza chmur – są bar­dzo du­że kon­tra­sty. Wa­run­ki do fo­to­gra­fo­wa­nia dość trud­ne. Po zmie­rzchu za­pa­da czar­na noc. Wte­dy le­piej być już w do­mu.

11. Ubranie. Je­śli chce­my cho­dzić po „dzi­kich” miej­scach, to trze­ba mieć dłu­gie spo­dnie i kry­te bu­ty. Jest niebez­pie­czeń­stwo po­kłu­cia się (po­dra­pa­nia) – moż­na też tra­fić na wę­ża czy skor­pio­na (my spot­ka­liś­my mam­bę po­spo­li­tą).

(Uwaga! Po­wyż­szy tekst przed­sta­wia stan z lat 2010/2011).

Stefan Nawrocki



Comments: comment this page

Our Services

Kombi logo
Virtual Gallery logo
3N STOCK PHOTOS logo
Kombi PDF Tools logo
K3D logo
Logo 3N Games